poniedziałek, 11 czerwca 2012

Rozśpiewany Pinokio

W zeszłym tygodniu miałam trochę szczęścia i wygrałam w konkursie na fb dwa bilety na muzyczny spektakl 'Pinokio' w warszawskim Teatrze Rampa. Dzięki temu mogłam dzisiejszy dzień rozpocząć miłym akcentem- musicalem. 
Jak nie trudno się domyśleć motyw przyciąga głównie młodszą widownie, dlatego nikogo nie powinno dziwić, że średnia wieku na sali wynosiła około 9 lat. W żadnym wypadku nie ostudziło to mojego entuzjazmu podczas oczekiwania na początek widowiska. I bardzo dobrze, bo przez prawie dwie godziny, wyłączając krótkie chwile, gdy opiekunki szkolnych grup z dziwną miną i zdziwieniem wymalowanym na twarzach spoglądały na mnie i towarzyszącą mi koleżankę, nie czułam się nie na miejscu. 
A spektakl ? Ja jestem na 'TAK' ! Sympatyczne postacie, świetne kostiumy: świerszcz, szprotki i marionetki, to moi faworyci i to co w musicalu najważniejsze- rewelacyjne głosy, które same się bronią. Przy tym wszystkim temat podany zręcznie, mądrze, ale dla mnie chwilami za długo.
Nie od dziś wiadomo, że dzieci wcale nie jest łatwiej zadowolić niż dorosłych. Mimo wysokiego progu trudności, aktorzy podołali zadaniu. Wyrażane bez pohamowania emocje było słychać przez cały spektakl i trudno się dziwić bo dla małego widza aktor spacerujący wśród foteli to nie lada gratka, nie mówiąc już o piłce na widowni. Co więcej te miłe elementy integracji z widzami były tylko skromnym dodatkiem bo i bez nich wszystkie buzie były zwrócone ku scenie. Dla trochę starszych też znajdzie się coś wartego uwagi. Mnie zauroczyła scena teatru marionetek, wykorzystanie motywu onirycznego i postać Knota, wykreowana przez Daniela Zawadzkiego. 
Moim zdaniem produkcja warta uwagi, zwłaszcza jeśli chcemy przy okazji wizyty w teatrze w przyjemny i przystępny sposób przekazać najmłodszym ważne wartości. Jeśli chodzi o tych trochę starszych, jeśli potrzebujecie recepty na miły poranek, a lubicie bajki i musicale to coś dla Was. Jednak tylko jeśli nie przeszkadzają Wam piski i okrzyki gdy gaśnie światło, przepychanki podczas przerwy oraz niezwykła wytrwałość w kopaniu fotela na którym właśnie siedzicie.  

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Plastikowa dama

Okazuje się, że nie każda lalka Barbie ma ochotę godzić się z przeznaczonym jej losem plastikowej piękności, która zostaje powierniczką sekretów małych dziewczynek i ideałem, którego w realnym życiu na próżno szukają nastoletni chłopcy.
Barbie Sluter bo to o niej mowa, jest jedną z tych laleczek, które oczekują od swojego plastikowego życia czegoś więcej. Nie ulegajcie jednak stereotypom bo Sluter nie jest jakąś głupią pannicą, której w głowie tylko plastikowe buty. Oczywiście jak każda lalka jest próżna, a pochodzenie z fabryki ‘Barbie’ wymaga odpowiednio lśniących włosów i ogromnej garderoby, jednak na tym się nie kończy.
Sluter nie próżnuje. Ostatni weekend spędziła w Londynie w towarzystwie przyjaciółki Kate.
Na co dzień jest równie zajęta, musi się użerać z Kenami różnej maści, spotykać z przyjaciółkami, wybierać idealne stroje, wytykać niedoskonałości innym, chodzić na bankiety i pilnować czy jakiś brukowiec nie wysmażył rewelacji, które wymagają sprostowania. W wolnych chwilach tym wszystkim dzieli się z fanami na facebooku.
Wielkie brawa dla panny Sluter za gust, klasę, propagowanie stylu życia na odpowiednim poziomie i cięty język. Niezmiernie mi miło, że na fb są jeszcze fanpage godne uwagi.  


Jeśli chcecie bliżej poznać Barbie Sluter to możecie ją znaleźć tu

czwartek, 31 maja 2012

Stwory i potwory by Luilula


Jeśli jesteście fanami designu, stonowanych kolorów i grafiki wykonanej mistrzowską kreską to twórczość Luizy Kwiatkowskiej znanej również jako Luilula jest tym czego szukacie.
Na fb stronę artystki trafiłam przypadkiem i niezwłocznie kliknęłam 'lubię to!'. Wystarczy jedno spojrzenie na zręcznie wykonane ilustracje na których królują sympatyczne potwory, stwory i inne bardziej lub mniej dające się określić słowami postacie i dobry humor gwarantowany. Ja zakochałam się na tyle, że aktualnie marze o koszulce z jedną z nich. Na szczęście jest to marzenie dość łatwe do realizacji bo Luilula współpracuję z firmami odzieżowymi, więc pozostaje tylko problem który wzór wybrać ! 









Wszystkie ilustracje pochodzą z fb artystki

wtorek, 29 maja 2012

Broadwayowski czar

Fani musicali nie mają wcale łatwo. Co prawda jest w Polsce kilka świetnych scen muzycznych, ale po pierwsze nie każdy ma możliwość jeździć od teatru do teatru, a po drugie spektakle z racji na wysoki koszty produkcji są grane zazwyczaj dość długo. Dlatego gdy już zobaczymy te spektakle które możemy pozostają nam marzenia o wizycie na Broadway'u, płyty, filmowe produkcje i...koncerty. 
W ostatnią niedziele miała przyjemność odwiedzić warszawski Teatr RAMPA i zobaczyć, a raczej posłuchać koncertu 'BROADWAY STREET- the Show'. Jak nie trudno się domyślić wyszłam oczarowana. Piosenki z kultowych musicali jak chociażby ukochany przeze mnie Taniec Wampirów, ale także Love Never Dies, Jesusu Christ Superstar, Funny Girl, Miss Saigon czy Chicago, wykonane w różnych językach chwilami bawiły, chwilami wzruszały, ale co najważniejsze każdy dźwięk był przepełniony emocjami ludzi którzy kochają musical. Jedyne co mam do zarzucenia to nie do końca jasna dla mnie idea dwóch baletnic, które co chwila zmieniały stroje i chociaż pięknie tańczyły to mam wrażenie, że nie zawsze udawało im się oddać tematykę utworu. Pomijając to dla mnie wieczór idealny. Sama możliwość usłyszenia na żywo po tylu latach duetu Kuba Wocial i Kuba Molęda w piosence 'Gdy miłość się budzi' jest według mnie wystarczającą rekomendacją. 
Może nie jest to spektakl dla wszystkich, bo bez znajomości musicali można się trochę pogubić, szczególnie jeśli nie zna się języków. Ci którzy liczą na pełną scenografię też trochę się rozczarują bo tu króluje muzyka i przepiękne głosy, ale jeśli ktoś kocha musicale to zdecydowanie warto- będziecie zachwyceni. Dla sentymentalnych pozycja wręcz obowiązkowa!

piątek, 25 maja 2012

Kosmos Gardzienic




Jako osoba marząca o karierze teatrologa nie mogłam w nieskończoność odkładać wizyty w Ośrodku Praktyk Teatralnych Gardzienice. Dlatego 22 maja chwilę przed 20.00 zjawiłam się w pod lubelskiej wsi i pełna entuzjazmu oczekiwałam na rozpoczęcie maratonu teatralnego, w którego programie były dwa spektakle: 'Ifigenia w A...' i 'Ifigenia w Taurydzie' oraz wystawa multimedialna i teatralne jam session. 
Nie czuje się na tyle kompetentna żeby pisać o spektaklach, a tym bardziej podejmować próby ich analizy. Moim celem jest przekazanie towarzyszących mi podczas wizyty w teatrze wrażeń i emocji. 
Istnieje obiegowa opinia, że o spektaklach Gardzienic nie ma sensu mówić, trzeba je po prostu zobaczyć. I faktycznie tak jest, prawdopodobnie dlatego, że nie da się słowami odtworzyć panującej tam atmosfery. W najśmielszych snach nie marzyłam, że kiedyś usiądę na przeciw twórcy jednej z najbardziej znanych grup teatralnych na świecie i będę mogła z nim swobodnie porozmawiać, podzielić się swoimi wrażeniami, zadać pytanie czy wyjaśnić wątpliwości. Odwiedzając Gardzienice taka możliwość jest, co więcej nie jest to sytuacja wyjątkowa, a stały element pracy teatru. Włodzimierz Staniewski wita swoich gości, odpowiada na ich pytania, rozmawia z nimi, dba aby czuli się dobrze, a co najważniejsze przed spektaklem dzieli się z nimi swojego rodzaju kluczem, który umożliwia zrozumienie sztuki nawet jeśli o istnieniu grupy dowiedzieliśmy się na dzień przed wizytą w teatrze i nie mamy pojęcia na czym opiera się jej twórczość. 
Mnie najbardziej urzekła niesamowita spójność która towarzyszyła całemu wydarzeniu. Przepiękna posesja, japoński ogród, chata w której reżyser rozpoczyna spotkanie, altana, ruiny, namiot dla gości gdzie można zobaczyć zdjęcia ze spektakli i napić się mięty z tamtejszego ogródka. To wszystko tworzy niesamowitą atmosferę i poczucie, że jesteśmy częścią czegoś wyjątkowego. Jeśli dodamy do tego dwa, moim zdaniem niesamowite spektakle, piękną muzykę i spotkanie z aktorami to trudno nie wpaść w zachwyt. Oczywiście na pewno znajdą się tacy, którzy nie będą podzielać mojego entuzjazmu. W pewnym momencie padło pytanie dlaczego w przedstawieniach jest tak dużo agresji, która dla niektórych może być zbyt przytłaczająca. Jednak ja uważam że to właśnie emocje jakie są wyrażane podczas spektakli stanowią o ich wartości i sprawiają, że są wyjątkowe. Grupa teatralna Gardzienice jest grupą międzynarodowa, występują w niej także aktorzy, którzy w ogóle nie mówią po polsku, dlatego pojawiają się kwestie po angielsku czy ukraińsku, a niektóre partię są śpiewane w starożytnej grece. Nie przeszkadza to jednak w zrozumieniu co reżyser i aktorzy chcą przekazać dzięki ogromnym natężeniu emocjonalnemu.
Chociaż minęło już trochę czasu od mojego powrotu do domu to nadal jestem zauroczona teatrem, ludźmi którzy go tworzą jak i miejscem w którym się znajduję dlatego też całkowicie nieobiektywnie mogę stwierdzić, że Ośrodek Praktyk Teatralnych Gardzienice to nie tylko 'teatr obiecany', to też ziemia obiecana gdzie mam nadzieję wrócić jeszcze nie raz.