poniedziałek, 11 czerwca 2012

Rozśpiewany Pinokio

W zeszłym tygodniu miałam trochę szczęścia i wygrałam w konkursie na fb dwa bilety na muzyczny spektakl 'Pinokio' w warszawskim Teatrze Rampa. Dzięki temu mogłam dzisiejszy dzień rozpocząć miłym akcentem- musicalem. 
Jak nie trudno się domyśleć motyw przyciąga głównie młodszą widownie, dlatego nikogo nie powinno dziwić, że średnia wieku na sali wynosiła około 9 lat. W żadnym wypadku nie ostudziło to mojego entuzjazmu podczas oczekiwania na początek widowiska. I bardzo dobrze, bo przez prawie dwie godziny, wyłączając krótkie chwile, gdy opiekunki szkolnych grup z dziwną miną i zdziwieniem wymalowanym na twarzach spoglądały na mnie i towarzyszącą mi koleżankę, nie czułam się nie na miejscu. 
A spektakl ? Ja jestem na 'TAK' ! Sympatyczne postacie, świetne kostiumy: świerszcz, szprotki i marionetki, to moi faworyci i to co w musicalu najważniejsze- rewelacyjne głosy, które same się bronią. Przy tym wszystkim temat podany zręcznie, mądrze, ale dla mnie chwilami za długo.
Nie od dziś wiadomo, że dzieci wcale nie jest łatwiej zadowolić niż dorosłych. Mimo wysokiego progu trudności, aktorzy podołali zadaniu. Wyrażane bez pohamowania emocje było słychać przez cały spektakl i trudno się dziwić bo dla małego widza aktor spacerujący wśród foteli to nie lada gratka, nie mówiąc już o piłce na widowni. Co więcej te miłe elementy integracji z widzami były tylko skromnym dodatkiem bo i bez nich wszystkie buzie były zwrócone ku scenie. Dla trochę starszych też znajdzie się coś wartego uwagi. Mnie zauroczyła scena teatru marionetek, wykorzystanie motywu onirycznego i postać Knota, wykreowana przez Daniela Zawadzkiego. 
Moim zdaniem produkcja warta uwagi, zwłaszcza jeśli chcemy przy okazji wizyty w teatrze w przyjemny i przystępny sposób przekazać najmłodszym ważne wartości. Jeśli chodzi o tych trochę starszych, jeśli potrzebujecie recepty na miły poranek, a lubicie bajki i musicale to coś dla Was. Jednak tylko jeśli nie przeszkadzają Wam piski i okrzyki gdy gaśnie światło, przepychanki podczas przerwy oraz niezwykła wytrwałość w kopaniu fotela na którym właśnie siedzicie.  

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Plastikowa dama

Okazuje się, że nie każda lalka Barbie ma ochotę godzić się z przeznaczonym jej losem plastikowej piękności, która zostaje powierniczką sekretów małych dziewczynek i ideałem, którego w realnym życiu na próżno szukają nastoletni chłopcy.
Barbie Sluter bo to o niej mowa, jest jedną z tych laleczek, które oczekują od swojego plastikowego życia czegoś więcej. Nie ulegajcie jednak stereotypom bo Sluter nie jest jakąś głupią pannicą, której w głowie tylko plastikowe buty. Oczywiście jak każda lalka jest próżna, a pochodzenie z fabryki ‘Barbie’ wymaga odpowiednio lśniących włosów i ogromnej garderoby, jednak na tym się nie kończy.
Sluter nie próżnuje. Ostatni weekend spędziła w Londynie w towarzystwie przyjaciółki Kate.
Na co dzień jest równie zajęta, musi się użerać z Kenami różnej maści, spotykać z przyjaciółkami, wybierać idealne stroje, wytykać niedoskonałości innym, chodzić na bankiety i pilnować czy jakiś brukowiec nie wysmażył rewelacji, które wymagają sprostowania. W wolnych chwilach tym wszystkim dzieli się z fanami na facebooku.
Wielkie brawa dla panny Sluter za gust, klasę, propagowanie stylu życia na odpowiednim poziomie i cięty język. Niezmiernie mi miło, że na fb są jeszcze fanpage godne uwagi.  


Jeśli chcecie bliżej poznać Barbie Sluter to możecie ją znaleźć tu

czwartek, 31 maja 2012

Stwory i potwory by Luilula


Jeśli jesteście fanami designu, stonowanych kolorów i grafiki wykonanej mistrzowską kreską to twórczość Luizy Kwiatkowskiej znanej również jako Luilula jest tym czego szukacie.
Na fb stronę artystki trafiłam przypadkiem i niezwłocznie kliknęłam 'lubię to!'. Wystarczy jedno spojrzenie na zręcznie wykonane ilustracje na których królują sympatyczne potwory, stwory i inne bardziej lub mniej dające się określić słowami postacie i dobry humor gwarantowany. Ja zakochałam się na tyle, że aktualnie marze o koszulce z jedną z nich. Na szczęście jest to marzenie dość łatwe do realizacji bo Luilula współpracuję z firmami odzieżowymi, więc pozostaje tylko problem który wzór wybrać ! 









Wszystkie ilustracje pochodzą z fb artystki

wtorek, 29 maja 2012

Broadwayowski czar

Fani musicali nie mają wcale łatwo. Co prawda jest w Polsce kilka świetnych scen muzycznych, ale po pierwsze nie każdy ma możliwość jeździć od teatru do teatru, a po drugie spektakle z racji na wysoki koszty produkcji są grane zazwyczaj dość długo. Dlatego gdy już zobaczymy te spektakle które możemy pozostają nam marzenia o wizycie na Broadway'u, płyty, filmowe produkcje i...koncerty. 
W ostatnią niedziele miała przyjemność odwiedzić warszawski Teatr RAMPA i zobaczyć, a raczej posłuchać koncertu 'BROADWAY STREET- the Show'. Jak nie trudno się domyślić wyszłam oczarowana. Piosenki z kultowych musicali jak chociażby ukochany przeze mnie Taniec Wampirów, ale także Love Never Dies, Jesusu Christ Superstar, Funny Girl, Miss Saigon czy Chicago, wykonane w różnych językach chwilami bawiły, chwilami wzruszały, ale co najważniejsze każdy dźwięk był przepełniony emocjami ludzi którzy kochają musical. Jedyne co mam do zarzucenia to nie do końca jasna dla mnie idea dwóch baletnic, które co chwila zmieniały stroje i chociaż pięknie tańczyły to mam wrażenie, że nie zawsze udawało im się oddać tematykę utworu. Pomijając to dla mnie wieczór idealny. Sama możliwość usłyszenia na żywo po tylu latach duetu Kuba Wocial i Kuba Molęda w piosence 'Gdy miłość się budzi' jest według mnie wystarczającą rekomendacją. 
Może nie jest to spektakl dla wszystkich, bo bez znajomości musicali można się trochę pogubić, szczególnie jeśli nie zna się języków. Ci którzy liczą na pełną scenografię też trochę się rozczarują bo tu króluje muzyka i przepiękne głosy, ale jeśli ktoś kocha musicale to zdecydowanie warto- będziecie zachwyceni. Dla sentymentalnych pozycja wręcz obowiązkowa!

piątek, 25 maja 2012

Kosmos Gardzienic




Jako osoba marząca o karierze teatrologa nie mogłam w nieskończoność odkładać wizyty w Ośrodku Praktyk Teatralnych Gardzienice. Dlatego 22 maja chwilę przed 20.00 zjawiłam się w pod lubelskiej wsi i pełna entuzjazmu oczekiwałam na rozpoczęcie maratonu teatralnego, w którego programie były dwa spektakle: 'Ifigenia w A...' i 'Ifigenia w Taurydzie' oraz wystawa multimedialna i teatralne jam session. 
Nie czuje się na tyle kompetentna żeby pisać o spektaklach, a tym bardziej podejmować próby ich analizy. Moim celem jest przekazanie towarzyszących mi podczas wizyty w teatrze wrażeń i emocji. 
Istnieje obiegowa opinia, że o spektaklach Gardzienic nie ma sensu mówić, trzeba je po prostu zobaczyć. I faktycznie tak jest, prawdopodobnie dlatego, że nie da się słowami odtworzyć panującej tam atmosfery. W najśmielszych snach nie marzyłam, że kiedyś usiądę na przeciw twórcy jednej z najbardziej znanych grup teatralnych na świecie i będę mogła z nim swobodnie porozmawiać, podzielić się swoimi wrażeniami, zadać pytanie czy wyjaśnić wątpliwości. Odwiedzając Gardzienice taka możliwość jest, co więcej nie jest to sytuacja wyjątkowa, a stały element pracy teatru. Włodzimierz Staniewski wita swoich gości, odpowiada na ich pytania, rozmawia z nimi, dba aby czuli się dobrze, a co najważniejsze przed spektaklem dzieli się z nimi swojego rodzaju kluczem, który umożliwia zrozumienie sztuki nawet jeśli o istnieniu grupy dowiedzieliśmy się na dzień przed wizytą w teatrze i nie mamy pojęcia na czym opiera się jej twórczość. 
Mnie najbardziej urzekła niesamowita spójność która towarzyszyła całemu wydarzeniu. Przepiękna posesja, japoński ogród, chata w której reżyser rozpoczyna spotkanie, altana, ruiny, namiot dla gości gdzie można zobaczyć zdjęcia ze spektakli i napić się mięty z tamtejszego ogródka. To wszystko tworzy niesamowitą atmosferę i poczucie, że jesteśmy częścią czegoś wyjątkowego. Jeśli dodamy do tego dwa, moim zdaniem niesamowite spektakle, piękną muzykę i spotkanie z aktorami to trudno nie wpaść w zachwyt. Oczywiście na pewno znajdą się tacy, którzy nie będą podzielać mojego entuzjazmu. W pewnym momencie padło pytanie dlaczego w przedstawieniach jest tak dużo agresji, która dla niektórych może być zbyt przytłaczająca. Jednak ja uważam że to właśnie emocje jakie są wyrażane podczas spektakli stanowią o ich wartości i sprawiają, że są wyjątkowe. Grupa teatralna Gardzienice jest grupą międzynarodowa, występują w niej także aktorzy, którzy w ogóle nie mówią po polsku, dlatego pojawiają się kwestie po angielsku czy ukraińsku, a niektóre partię są śpiewane w starożytnej grece. Nie przeszkadza to jednak w zrozumieniu co reżyser i aktorzy chcą przekazać dzięki ogromnym natężeniu emocjonalnemu.
Chociaż minęło już trochę czasu od mojego powrotu do domu to nadal jestem zauroczona teatrem, ludźmi którzy go tworzą jak i miejscem w którym się znajduję dlatego też całkowicie nieobiektywnie mogę stwierdzić, że Ośrodek Praktyk Teatralnych Gardzienice to nie tylko 'teatr obiecany', to też ziemia obiecana gdzie mam nadzieję wrócić jeszcze nie raz. 










czwartek, 17 maja 2012

Mroczne cienie

Jako wierna fanka, nie mogłam odmówić gdy padła propozycja, żeby iść do kina na przedpremierowy pokaz (nawet jeśli to tylko jeden dzień przed premierą) najnowszego filmu Tima Burtona 'Mroczne cienie'. Przyznam, że tematyka wampirów rusza mnie jedynie na scenie musicalowej dlatego nie spodziewałam się że wyjdę z kina zachwycona, ale mimo wszystko po zestawieniu genialny Burton, Johnny  Deep, Michelle Pfeiffer, Helena Bonham Carter, spodziewałam się czegoś zdecydowanie lepszego.
Otóż co zastajemy: wampir, który powraca do rzeczywistości po 200 latach spędzonych pod ziemią, jego zraniona kochana, która zresztą go tam wysłała, doprowadzony do ruiny, niegdyś piękny dom i niezbyt standardowa rodzina: chłopiec rozmawiający ze zmarłą matka, niezbyt lojalny ojciec, matka i jej córka, która skrywa tajemnice, starsza kobieta, służący, który nie stroni od alkoholu, ekscentryczna pani doktor i nowo przybyła guwernantka. Do tego trzeba dodać kilka, a pewnie dla bardziej zorientowanych w tematyce wampirów, kilkanaście nawiązań do innych produkcji. Prześmiewczo ukazany konsumpcjonizm, kilka dobrych tekstów, kilka zupełnie nie zabawnych żartów i dwojaki morał: miłość przezwycięży wszystko/ nigdy nie odrzucaj zakochanej kobiety bo nie wiadomo do czego będzie zdolna. Nie ukrywam, że być może film niesie za sobą jakieś inne, głębsze przesłanie, ale ja niestety go nie znalazłam. Co więcej gdy zapaliły się światła byłam przekonana, że zwyczajnie nie zrozumiałam filmu, ale z rozmów innych widzów wynikało, że nie jestem jedyna.
Tych, którzy po 15 minutach będą przekonani, że akcja się jeszcze rozkręci, muszę rozczarować. Moim zdaniem z minuty na minutę jest gorzej. Ogólnie film może nie należy do najgorszych, ale na pewno nie jest to klasyk. Polecam fanom Burtona, Deep'a (całkiem udana kreacja, aczkolwiek ja mam inne typy) albo tematyki wampirów. Pozostali jeśli nie mają ciekawszych propozycji i nie oczekujecią majstersztyku, do których Burton nas przyzwyczaił, nie powinni się rozczarować.

środa, 16 maja 2012

Once Upon A Time

Trudno chyba znaleźć osobę, która nie lubiła by bajek. Oczywiście na pewno są tacy, którzy wolą inną literaturę czy kino, ale powiedzmy sobie szczerze, zdecydowana większość z nas ma jakąś ulubioną postać albo historię z dzieciństwa i czasami wyrusza razem z nią w sentymentalną podróż. Jeśli do tego dołączymy ogólne zamiłowanie społeczne do seriali to mogłoby się wydawać, że twórcy ‘Once Upon A Time’ powinni odnieść spektakularny sukces.
Akcja serialu rozgrywa się w małym miasteczku Storybrooke, a jej mieszkańcami są postacie z bajek. Jednak, żeby nie było za prosto i za banalnie, owe postacie nie mają pojęcia kim są, jaka jest ich historia ani, że ich prawdziwy pełen magii świat został im odebrany przez złą Królową, która notabene trzyma rękę na pulsie i sprawuje władzę w miasteczku.
Z odsieczą uwięzionym w mieście bohaterom (klątwa nie pozwala na opuszczenie miasta) przybywa Emma Swan, córka Śnieżki i Księcia, jak się z czasem okazuje nie-Księcia. W tej roli Jennifer Morrison, która moim zdaniem o niebo lepiej wypadła w Dr. House’ie kreując postać zbyt umoralnionej, zakochanej w szefie lekarki, ale być może to kwestia mojego skojarzenia aktora z rolą. Wracając do sedna, młoda panna Swan została sprowadzona do Storybrooke przez swojego porzuconego po urodzeniu synka, który obecnie mieszka z Reginą/ panią Burmistrz/ Królową i delikatnie mówiąc nie darzy przybranej matki gorącym uczuciem, głownie za sprawą głębokiego przekonania, że odkrył jej prawdziwe obliczę. Teraz pragnie razem z Emmą złamać klątwę o której wie z książki, która dostał od nauczycielki, Mary Margaret vel. Śnieżki. Problem tkwi w tym, że nasza wybawczyni wcale nie wierzy dziecku i nie jest skłonna walczyć z jak jej się wydaje, wyimaginowanym złem.
Obecnie skończył się pierwszy sezon serialu, który moim zdaniem nie był majstersztykiem, ale oglądało się go z przyjemnością. Przeplatanie historii ze świata nam realnego i jego bajkowej alternatywy chwilami wychodziło twórcą lepiej, chwilami gorzej. Trzeba był się uzbroić w cierpliwość, żeby zorientować się kto jest kim. Nie do końca jasne były też motywy sprawczyni całego zamieszania, Reginy i moim zdaniem drugiej najciekawszej postaci pana Golda, w innym świecie znanego jako Rumplestiltskin.
Dla tych co serialu nie znają uchylę rąbka tajemnicy, że klątwa nie jest wynikiem zazdrości Królowej o niezwykłą urodę Śnieżki, a zemsty, bo jak się okazuje panie mają wspólną przeszłość. Jeśli chodzi o pana Golda, no cóż nawet jeśli wydaję się człowiekiem który nie umiał by kochać, to stał się taki właśnie przez utratę najpierw syna, a później miłości, Belli.
Serial oczywiście kontynuuje przekaz wszystkich bajek, że prawdziwa miłość jest największą siłą, a każda magia ma swoją cenę. Po finałowym odcinku możemy się spodziewać w drugim sezonie kolejnej lekcji: jeśli ktoś zasmakuje władzy to będzie wstanie poświęcić wszystko, aby jej nie stracić. Póki co pozostaje nam czekać na odcinki nowej serii i wtedy się okaże jak potoczą się losy bohaterów, który przypomną sobie kim naprawdę są
.  

piątek, 11 maja 2012

Magiczny Gorzów



Moja jednodniowa wizyta w Gorzowie Wielkopolskim była bogata w zachwyty i rozczarowania. Jednak zdecydowana większość czasu z 20-sto godzinnego pobytu w mieście upłynęła na westchnieniach, będących wynikiem zachwytu nad różnorodnością i niemal magiczną aurą miasta. 




Architektoniczny raj. Spacerując uliczkami nie wiedziałam co mam robić z oczami, a chowanie aparatu nawet na moment nie miało żadnego sensu bo co krok coś przykuwało moją uwagę. Nie było budynku, który nie wzbudzał by jakiś emocji. Prawdopodobnie dlatego, że w zdziwienie może wprawić najzwyklejszy blok jeśli jest tuż obok starych kamienic. Miasto pełne kontrastów, stare miesza się z nowym, do tego piękne parki- mój faworyt ogród przy Muzeum Lubuskim, mnóstwo pomników, secesyjnych motywów, wspaniała katedra, fontanny, mury obronne z XIV wieku, murale, pamiątkowe tablice.
Gorzów wzbudził mój zachwyt nie tylko z powodu swojej konfiguracji. Nie licząc jednej pani, która wydawała z siebie dziwne dźwięki przypominające syczenie, za każdym razem jak usłyszała dźwięk robionego zdjęcia w Katedrze, to nigdy nie byłam w miejscu tak życzliwych ludzi. Przyjechałam do miasta zebrać materiały do pracy i otrzymałam nawet więcej niż się spodziewałam. W Spichlerzu pomimo początkowego zdziwienia na moją niezbyt elokwentną wypowiedz, że 'chce zwiedzać' pracownicy z uśmiechem na ustach odpowiedzieli na wszystkie moje pytania, co więcej pokierowali do osoby która zajmuje się historią regionu. Z muzeum wyszłam nie tylko z informacjami których nie sposób znaleźć w sieci, ale też z książką i dalszymi wskazówkami gdzie, jak i czego mam szukać. Podobna sytuacja miała miejsce z Muzeum Lubuskim.
W szczere zdziwienie wprawiła mnie wizyta w bibliotece, gdzie żadnego problemu nie stanowił brak karty, a pan z działu regionalnego, jak się później okazało historyk, ochoczo wskazał mi wszystkie pozycje które mogłyby mnie zainteresować, po czym podzielił się kilkoma ciekawostkami na temat miasta. Szkoda, że na próżno szukać takiego nastawienia u warszawskich bibliotekarzy. Także większość mieszkańców chętnie opowiadała o symbolach miejskich czy wskazywała drogę do najciekawszych ich zdaniem miejsc. Równie dużym zaskoczeniem była życzliwość gorzowskich kierowców. Moje doświadczenia są w tej mierze raczej negatywne, więc miejsce gdzie każdy się zatrzymuje jak tylko widzi, że chcesz przejść przez ulice wzbudza we mnie zachwyt wymieszany ze zdziwieniem. 




Po powyższych wyrazach uwielbienia czas na minusy. W moim odczuciu Gorzów jest zupełnie nieprzygotowany na turystów. Pierwsze kawiarnie otwierają się o 9, ale to i tak wyjątki bo zdecydowana większość zaczyna pracę o 11. W momencie kiedy znalazłam się w mieście o 5 rano był to pewien dyskomfort. Jednak jeszcze większym był fakt że o 12 w nocy ulice były puste, lokale pozamykane, a  w hotelach brak miejsc, co utwierdziło mnie w przekonaniu że mogłam lepiej zaplanować wyjazd, zamiast liczyć, że 'w razie czego, na pewno coś się znajdzie'. 

















Teraz po powrocie do domu zdecydowanie mogę powiedzieć, że Gorzów Wielkopolski skradł mi serce, piękne miasto z ciekawą historią do którego na pewno jeszcze kiedyś wrócę, tym razem na dłużej. Chociaż nie jest niemożliwym przejść miasto w jedne dzień i zobaczyć większość zabytków to z pewnością przy niektórych warto by się zatrzymać na dłużej. 

poniedziałek, 7 maja 2012

Teatralna alternatywa


Teatr Capitol postanowił wyjść na przeciw oczekiwaniom, a może raczej marzeniom, mieszkańców Warszawy, którzy niekoniecznie na myśl o zbliżających się rozgrywkach euro pałają wielkim optymizmem i entuzjazmem. Jak ogłasza teatr za pośrednictwem swojej strony internetowej 'Zero futbolu w Capitolu' to impreza 'dla tych którzy w czerwcowe wieczory będą poszukiwać alternatywy na ogólne przemęczenie tematyką futbolową'. Osobiście jestem zauroczona tą propozycją bo do pierwszego meczu jeszcze daleko, a ja już mam dosyć euro i wszechobecnych rozmów o rozgrywkach, potencjalnych wynikach, polskim hymnie i wszystkim co chociaż delikatnie dotyka tej tematyki. 
Mój entuzjazm podskoczył jeszcze bardziej gdy zapoznałam się z repertuarem, a moje 'wewnętrzne dziecko' zobaczyło potencjalną możliwość  zobaczenia muzycznego spektaklu "Piotruś Pan'. Jednak jeśli ktoś ma już dawno za sobą dziecięce lata to również nie powinien się rozczarować bo ma do wyboru jeszcze 8 innych spektakli. 
Impreza zaczyna się lada dzień 8 ? 11? maja- rozbieżności na stronie, i potrwa do 30 czerwca, a na tych którzy się zdecydują zamienić mecz na wyjście do teatru czekają dodatkowe atrakcje. 


Repertuar na Oficjalna strona Teatru Capitol



piątek, 4 maja 2012

MARILYN MANSON. Przejaw wcielonego zła czy zręczna manipulacja?







Współczesne media specjalizują się w dwóch rzeczach. Ukazywaniu agresji, nienawiści i przemocy oraz dostarczaniu informacji z życia celebrytów, a także opisywaniu salonowych skandali. Oglądając telewizje, słuchając radia czy czytając gazetę jesteśmy narażeni na szokujące doniesienia ze świat. Na filmy pełne okrucieństwa i kontrowersji – bo to się najlepiej sprzedaje. Mało rzecz nas szokuje, niewiele nas dziwi i ogarnia wszechobecna znieczulica. Kilku letnie dzieci grają w pełne przemocy gry i zdają się sprawiać wrażenie zupełnie obojętnych na zło świata. Mimo tego wszystkiego staramy się zachować pewne pozory. Nie można być przeciwnikiem homoseksualizmu, feminizmu. Mamy być otwarci. Wyzbyć się rasizmu.
Dlaczego więc w tak funkcjonującym świecie jeden człowiek jest wstanie wzbudzić tak wiele kontrowersji? Jak to możliwe, że budzi tak skrajne emocje? Fani go kochają, przeciwnicy nienawidzą, obarczając za całe zło tego świata. Marilyn Manson bo to o nim mowa, z pewnością jest postacią kontrowersyjną. Kontrowersyjną na tyle, że gdy w Polsce po raz pierwszy miał się odbyć jego koncert Kazimierz Wzorek, dyrektor ds. marketingu w Spodku zdecydował że artysta nie wystąpi w Katowicach. Koncert przeniesiono do Warszawy ku niezadowoleniu urzędników, którzy w obawie przed agresywnym zachowaniem artysty podczas koncertu robili wszystko, aby występ został odwołany. Jednak mimo tych starań Manson i jego zespół wystąpili. Nie spowodowało to jednak, żadnych niepożądanych sytuacji. Czy to możliwe że zła sława która wyprzedziła artystę jest nie do końca zgodna z rzeczywistością? Nazywany nie tylko skandalistą czy przebierańcem, ale także a może nawet częściej szatanem lub antychrystem. Jednak Manson zdaję się nie zważać na krytykę. Spytany przez Wojtka Jagielskiego dlaczego tak prowokuje ? Opowiedział : 'Robię to na co mam ochotę. Ci co mnie nienawidzą niech nienawidzą mnie dalej. Nie chcę robić im przyjemności'.
Marilyn Manson urodził się w 1969 roku w Ohio. Chodził do szkoły katolickiej. Później studiował dziennikarstwo. Podczas studiów pracował jako dziennikarz muzyczny. Jednak od dziecka marzył o karierze, początkowo pisarza, później gwiazdy rocka. Chciał znaleźć sposób na przekazanie światu swoich myśli i emocji, co niewątpliwie mu się udało.
'Świadomość własnej spójności w czasie i przestrzeni, w różnych okresach życia, w sytuacjach społecznych i pełnionych rolach, a także świadomość własnej odrębności, indywidualności, niepowtarzalności'. Tak psychologowie określają tożsamość indywidualną. Z cała pewnością Marilyn Manson tą świadomość posiada. 'Jestem wszystkim, czego się boją. Jestem wszystkim, czego nienawidzą. Jestem wszystkim, co próbują ukryć. Mówię, co myślę i pokazuję ludziom, czym jest rzeczywistość.'
Poczucie własnej tożsamości jest u artysty tak silne, że poprzez swoją twórczość i zmiany w wyglądzie fizycznym odcina się od przeszłości dziennikarza muzycznego. Tworzy sobie nową tożsamość. Tak wiec  Brian Hugh Warner łącząc imię ikony kultury popularnej, sexbomby Marilyn Monero i nazwisko seryjnego mordercy Charlesa Mansona i daję się poznać światu jako Marilyn Manson. Wybór pseudonimu jest całkowicie świadomy i przemyślany.‘Pomyślałem, że to imię najlepiej odzwierciedla to wszystko, co chcę przekazać - męskość i kobiecość, piękno i brzydotę. Do tego jest takie "Amerykańskie". To najtrafniejsze określenie amerykańskiej kultury, władzy jaką obdarzamy ikony, takie jak Marilyn Monroe, czy Charles Manson. Chodzi o paradoks, o diametralnie przeciwstawne archetypy.’
Wielu uważa go za szatana, antychrysta, prowokatora czy satanistę. Jednak sam artysta pochodzi z dystansem do przypisywanych mu określeń zdając sobie sprawę że na swój wizerunek pracował całymi latami. Jest to jednak ja mówi próba zmuszenia ludzi do myślenia, a także odzwierciedlenia własnych poglądów. 'Zawsze pragnąłem prowokować ludzi i zmuszać ich do myślenia. Być po prostu szokującym to żadne wyzwanie. Mógłbym być bardziej kontrowersyjny, ale sądzę, że wykształciła się we mnie pewna subtelność. Nie siedzę i nie zastanawiam się ciągle, co zrobić, by ludzie uznali mnie za jeszcze dziwniejszego. Zmieniłem się w potwora, którego sam stworzyłem i całkiem mnie to cieszy".
Słowa te są dowodem na to, że artysta cały czas świadomie tworzy swój wizerunek. Proces ten jest konsekwencją wcześniejszych poczynań Mansona i ich kontynuacja. Według Bergera na tym polega proces tworzenia tożsamości jednostki: 'Jest ona raczej procesem, ciągle kreowanym i odtwarzanym w każdej sytuacji społecznej, w którą człowiek wkracza, spajanym przez wątłą nić pamięci.'
Z wypowiedzi artysty jasno wynika że jest on jak najbardziej świadomy prowokacji jakie wywołuje. Dlatego w tym świetle zupełnie niezrozumiałą wydaję się być postawa osób, które uważają Mansona za satanistę. Jak wytłumaczą oni fakt, że mimo tego, że otrzymał on od Antona Lavey’a propozycję przystąpienia do największej organizacji satanistycznej na świecie, przyjął ja jedynie symbolicznie? I czy wyznawca szatana umiałby pokochać? Manson był mężem modelki i striptizerki Dity von Tesee, która jak wielokrotnie powtarzał nadal kocha, mimo rozwodu. Za czasów trwania małżeństwa otrzymali oni propozycje udziału w domowym realisty show. Jednak nie skorzystali z propozycji co dowodzi tylko temu, że artysta chcę szokować jedynie swoją twórczością, a nie sprzedawać życie prywatne.
'Zawsze chciałam, by ludzie słuchali tego, co mam do powiedzenia. Zawsze chciałem być gwiazdą rocka. Nigdy nie starałem się tego unikać. Ludzie potrzebują antybohatera, który może pokazać im tę drugą stronę. Im więcej osób to usłyszy, tym lepiej.'
Niewątpliwie dla Mansona ma wielkie znaczenie wpływ jaki wywiera na otoczenie. Amerykański socjolog Charles Cooley, który wprowadził do socjologii termin jaźń odzwierciedlona – odzwierciedlenie naszego 'ja' w oczach innych, uważa że dzięki temu poznajemy i określamy siebie co pozwala nam na dalszą kreację naszej osoby. Swój wizerunek poniekąd dostosowuje do tego jak inni go postrzegają. Wydaje się być oczywistym, że jeśli byłoby inaczej wszelkie prowokację nie miałyby sensu. Przecież mają one wywołać jakąś konkretna reakcje. Jak każdy artysta zapewne i Marilyn chcę docierać do odbiorców ze swoim przesłaniem.
 Jeśli chodzi o twórczość to bez cienia wątpliwości Marilyn Manson jest uznanym muzykiem. W 2006 roku został uznany za jednego ze 100 najlepszych wokalistów metalowych wszech czasów w rankingu czasopisma Hit Parader. Nie wielu jednak wie, że jest on również malarzem, reżyserem i aktorem.
Głównym polem działalności Mansona jest muzyka. Wydał on wraz ze swoim zespołem siedem albumów studyjnych, a także składanki z największymi przebojami. Jest autorem wszystkich tekstów piosenek. Na swoim koncie ma także pracę przy ścieżkach dźwiękowych do wielu filmów. Warto również wspomnieć, że jest on reżyserem klipów swojego zespołu a także filmu 'Doppelherz', który był dołączany do jednej z płyt.
Marilyn ma na swoim koncie kilka wystaw swoich obrazów. Pierwsza z nich odbyła się w Los Angeles w 2002 roku. Jego obrazy przedstawiają zazwyczaj twarze, niekiedy w maskach gazowych, zwierzęta ale można też znaleźć odniesienia do ikon pop kultury – chociażby myszki miki. Jest w nich coś niezwykłego, tak doskonale pasującego do klimatu w jakim tworzy swoją muzykę. Są niepokojące ale i hipnotyzujące.


Jako aktor Manson nie ma wielkiego doświadczenia. Grał głównie epizody. Warto jednak pamiętać, że był on pierwszym kandydatem do roli Wylliego Wonki w filmie Tima Burtona 'Charlie i fabryka czekolady'. Ostatecznie rolę otrzymał Johny Deep dla którego Marilyn i jego wizerunek były inspiracją. Podczas kręcenia filmu Deep wnętrze swojej przyczepy okleił plakatami Mansona. Duży wpływ miała też słuchana przez aktora muzyka Mansona.
Jednak twórczość artysty nie jest pozytywnie postrzegana. Te krytyczne opinie nie mają nic wspólnego z opiniami ludzi z branży muzycznej. Krytyka napływa głównie od osób które twierdzą, że Manoson ma zły wpływ na młodzież. Wielki wpływ na takie postrzegania Marilyna była strzelanina  w kwietniu 1999 roku w  Columbinie gdzie dwóch nastolatków zastrzeliło kilku szkolnych kolegów, kilkadziesiat osób zostało rannych, a zamachowcy popełnili samobójstwo. Amerykańskie media zaczęły szaleć. Próbowano wmówić że chłopcy byli wiernymi fanami Mansona, a tragedia jest wpływem jego twórczości na młodzież. Jednak sam artysta nigdy nie wyraził poczucia winny z tego powodu. Jak się później okazało słusznie gdyż chłopcy wcale nie byli fanami jego twórczości. Fakt ten nie miał jednak wpływu na zmianę sposoby myślenia przeciwników artysty. Marilyn wiele razy był pytany o swój stosunek do sprawy i za każdym razem odpowiadał, że jeżeli pod wpływem muzyki czy filmu popełnia zbrodnie to jemu jest bardzo przykro, ale nie obarczajmy winą za to twórców rozrywki. 'Mam dosyć ludzi, którzy zawsze starają się obarczyć winą filmy, kapele, utwory, czy talk show za wszystko – samobójstwa nastolatków, przedawkowania narkotyków, lub cokolwiek innego. Jeśli ktoś jest wystarczająco głupi żeby zabić się z powodu utworu, to dokładnie na to właśnie zasługuje. Taka osoba nie wniosłaby niczego do społeczeństwa – to tylko o jednego idiotę mniej na świecie. Mamy zbyt wielu ludzi – jeśli więcej osób będzie popełniać samobójstwa z powodu muzyki – mnie to nie zasmuci. Zasmucić może mnie tylko to, że ludzie są tak głupi'. Jest on również autorem eseju 'Columbine: Whose fault is it' w którym przedstawia swoje stanowisko w odniesieniu do tej tragedii.
Nieobiektywnym byłoby jednak nie wspomnienie o tym jakie legendy krążą o jego występach na żywo. Podobno piosenkarz podczas występów rozdaję narkotyki, pod który sam jest wpływem. Uprawia sex ze zwierzętami albo je zabija. Podpala krzyże. Kiedyś podpalił swojego perkusistę. Spytany przez Jagielskiego czemu to zrobił ? Odpowiedział: 'Bo było mu zimno'. Występuje w bardzo osobliwych strojach rodem z sex shopu, rzuca w publiczność bielizną. O tym czy faktycznie tak jest wiedzą ci którzy zdecydowali się zobaczyć artystę na żywo. Nawet jeśli to prawda to nadal sporym nadużyciem jest oskarżanie Mansona o upadek społeczeństwa i nieszczelnie potencjału młodzieży poprzez 'zasiewanie' ich umysłów tym co złe. Pamiętajmy o tym że zawsze wszyscy przeciwnicy mogą się wraz ze swoimi dziećmi trzymać z dala od takich eventów.
Wydaję się być dziwne, że przeciwnicy jego twórczości nie potrafią znaleźć żadnego pozytywnego aspektu w działalności. Wielu z nich twierdzi, że popiera on nazizm i obraża symbole kościoła, chociażby wykorzystując symbol krzyża. Faktem jest, że nie trudno znaleźć zdjęcia artysty na krzyżu. Jednak on sam twierdzi, że nie było jego celem bezczeszczenie czegokolwiek, a na pewno już nie jest zwolennikiem faszyzmu czy nazizmu. 'To, co robię jest ponad faszyzmem, rasizmem, czy seksizmem. Nie powiem, że lubię tylko białych, bo wśród nich jest wielu idiotów, więc nie mógłbym lubić tylko białych. Oceniam ludzi po ich inteligencji i osobowości. Jedyne, co się liczy w tym świecie to, co dajesz społeczeństwu.'
Jedno jest pewne Manson traktuje sztukę jako sposób na wyrażenie siebie, a tego z pewnością nikt mu nie powinien zabraniać.'To jasne, że nie chcę, by ludzie o mnie zapomnieli. Jednak ważniejsza dla mnie jest potrzeba tworzenia. Być zdolnym do namalowanie kolejnego obrazu, napisania kolejnego utworu, nakręcenia kolejnego klipu - to jedyne, co czyni mnie szczęśliwym. Muszę to robić. Nie określiłbym siebie jako pracoholika, bo tego, co robię nie postrzegam jako pracy. To po prostu wszystko, czym jestem'
Jest to postać o niewątpliwie oryginalnym wyglądzie. Czarne włosy, bardzo jasna karnacja, mocny makijaż oczu i ust – to wszystko szczególnie jeśli chodzi o mężczyznę musi wzbudzać kontrowersje. Jeśli dodamy do tego czarne, często wyzywające stroje, niekiedy kobiece nietrudno przewidzieć reakcje ludzi.
W Internecie możemy przeczytać wiele plotek na temat rzekomych zabiegów wykonanych przez Marilyna. Miedzy innymi o tym że wyciął sobie dwa żebra, które przyniósł na koncert, a perkusista wykorzystał je jako pałeczki, wykuł oko i teraz jedno ma szklane. Istnieją domysł że tak naprawdę jest kobietą, nie mężczyzną, albo że jest czarnoskóry i to wywołało w nim kompleks powodujący że teraz widzimy go zawsze z białym podkładem na twarzy.
Żadne z tych pomówień nie znalazło potwierdzenia ze strony artysty. Pewnym jest jednak to że efekt 'szklanego oka' gwarantują soczewki kontaktowe, a artysta urodził się jako chłopiec pochodzenia amerykańskiego, z korzeniami polsko-niemieckim więc na pewno nie jest czarnoskóry. 
Bardzo duży wpływ na takie postrzeganie artysty mają z pewnością jego antyfani. Wystarczy wejść na forum poświecone Mansonowi, żeby przeczytać wpisy pełne nienawiści i co gorsza nieprawdziwych informacji. Nie trudno też znaleźć wypowiedzi sugerujące chorobę psychiczną bo przecież nikt ‘normalny’ nie robił by takich rzeczy ze swoim ciałem.
Jeśli chodzi o wygląd sam artysta przyznaję, że prawię nigdy nie zmywa makijażu. 'Nigdy nie zmywam makijażu przed snem. Muszę się co prawda golić, ale to jedyny moment, kiedy mój makijaż na tym cierpi.' Nie jest to jednak do końca prawda gdyż w sieci można znaleźć zdjęcia Mansona bez makijażu.
Mimo wszystko trzeba przyznać, że Marilyn jest niezwykle konsekwentny w tworzeniu swojego wizerunku scenicznego.
 Zastanawiające jest to czemu przeciwnicy Mansona aż tak go nienawidzą. Sam zainteresowany twierdzi, że zwyczajnie się go boją. 'Na nieszczęście dla Ameryki Marilyn Manson jest znacznie potężniejszy i niebezpieczny od Szatana, bo jest prawdziwy. Istnieje tu i teraz i jest czymś, z czym ludzie będą musieli sobie poradzić.'
Jednak może trzeba się zastanowić czy nie poddali się oni manipulacji artysty, który robi wiele aby uzyskać miano ekscentryka. Jak sam twierdzi, jest dziwny, a jego rodzice są jeszcze dziwniejsi.
Jednak może ci wszyscy, który czują niesmak na myśl o nim boją się że jeśli przyznają, że to nie Manson jest odpowiedzialny za zło świata to część winy leży po ich stronie? Tak jak w przypadku pamiętnej strzelaniny ktoś musi wziąć na siebie odpowiedzialność. I oby nie padło na nich, tych wszystkich prawych ludzi, którzy w pocie czoła ‘budują nowy, lepszy świat’ eliminując po drodze tych, którzy są od nich chodź trochę inni. A w ich mniemaniu także gorsi.
Może warto zadać sobie również pytanie dlaczego amerykańskie społeczeństwo, które otwarcie deklaruje otwartość na homo i biseksualizm zaczyna postrzegać Mansona ‘biseksualiste’ – czego muzyk nigdy nie potwierdził, jako kogoś gorszego. Na dodatek wykorzystując ten fakt jako argument deprawacji społeczeństwa. Bo przecież jako autorytet młodych ludzi nie powinien przejawiać takich skłonności.
Zgodzę się z każdym który twierdzi, że Marilyn jest kontrowersyjny, chwilami może nawet za bardzo. Niestety nie mogę pozbyć się wrażenia że wszyscy ci którzy twierdzą że jest on uosobieniem zła, dzieckiem szatana, antychrystem czy hoksztaplerem po prostu nie mieli styczności z twórczością artysty. Prawdopodobnie są to osoby które gdzieś coś słyszały, ale nigdy nie pokusiły się aby te informację sprawdzić. Manson z pewnością jest artystą który ma bardzo wiele do powiedzenia. Po prostu wybrał taki, a nie inny sposób na przekazanie swoich poglądów, myśli i uczuć. Ma w tym jednak jakiś określony cel i poczucie misji. 'Ludzie muszą się zdecydować. Nie mówię im jak myśleć. Ludzie sami muszą znaleźć to, co dla nich najlepsze. Moim zadaniem jest inspirować ludzi, którzy chcą czegoś innego od życia. Jest tyle osób, które nie zdają sobie nawet sprawy, że mogą zrobić coś ze swoim życiem. Jeśli są gdzieś ludzie, którzy poszukują szansy, mam nadzieję, że będę potrafił wskazać im właściwą drogę.'
Manson jest wszechstronnym artysta. Jest też inteligentnym człowiekiem o sprecyzowanych podglądach podpieranych wiedzą i faktami. Bardzo często w swoich wypowiedziach odwołuje się do Biblii i trzeba przyznać, że zna jej treść, być może wynika to z faktu ukończenia przez niego szkoły katolickiej. Być może jest to zaskoczenie dla osób, które uważają go za 'dziecko szatana'. Co do interpretacji zapewne odbiega ona od tej którą propaguje Kościół Katolicki jednak to nie powinno mieć znaczenia bo przecież każdy ma prawo do własnej interpretacji. Warto też zauważyć, że gdyby Marilyn był tak jak twierdzą jego przeciwnicy ucieleśnieniem zła, szaleńcem czy po prostu chorym psychicznie człowiekiem to nie byłby w stanie tyle lat tworzyć na tak wielu polach w jednej z góry określonej konwencji.
Być może Manson ma racje nazywając się ‘kozłem ofiarnym’ kultury amerykańskiej? Wielu ocenia artystę stereotypowo, nie zagłębiając się w jego twórczość i nie wiedząc co sobą reprezentuje, a moim zdaniem bardzo dużo. Jednak wszystkim tym którzy nie wierzą w talent Marilyna polecam posłuchanie jego piosenek, obejrzenie teledysków i przyjrzenie się obrazom. Bo wbrew pozorom nie jest to tylko zręczny manipulator, ale artysta, przez wielkie A. Jak powiedział jego przyjaciel i jak utrzymuje sam Marilyn, jedna z największych inspiracji jego twórczości – Ozzy Osbourn: 'Zabierzcie mu te zasrane majtki, podwiązki i sztuczne penisy. Zabierzcie mu to wszystko i sprawcie czy on naprawdę umie grać'
Marilyn Manson ma piękny umysł tylko trzeba chcieć to dojrzeć pod pelerynką kontrowersji, stereotypów i mocnego makijażu.







 Wszystkie zdjęcia i reprodukcje obrazów artysty pochodzą z  Oficjalna strona Marilyna Mansona

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Bajeczne cupcakes



W ostatnim czasie furorę w Polsce robią cupcakes. Ja też już jakiś czas temu uległam urokowi tych słodkich pyszności szczególnie, że z dnia na dzień postaje coraz więcej firm specjalizujących się w artystycznym ozdabianiu muffinów i trzeba przyznać, że w wielu przypadkach efekty końcowe mogą prześcignąć nasze najśmielsze oczekiwania. Mi osobiście serce skradło So Sweet Project, firma prowadzona przez dwie siostry z Warszawy. To co dziewczyny oferują swoim klientom to istne jadalne dzieła sztuki, a ich wyobraźnia jest niesamowita. Co ważne nie ograniczają się do koniecznego minimum, co rusz przedstawiają nowe propozycje dekoracji na profilu So Sweet Projekt na facebooku. Już oglądając zdjęcia można nabrać ochoty aby jak najprędzej złożyć zamówienie. Później pozostaje tylko wątpliwość czy lepiej je zjeść czy może zostawić na stole i jeszcze popatrzeć.
Póki co So Sweet Projekt nie ma swojej stacjonarnej cukierni co może niektórych zniechęcać od zainteresowania się firmą, ale jeśli to dla kogoś problem to jest jego rozwiązanie, dziewczyny współpracują z kawiarnią Dr Kava, która mieści się przy Hożej 58/60 i tam niekiedy można spróbować ich wyrobów, co zresztą w moim przypadku było pierwszym spotkaniem z firmą.
Długo by się mogła jeszcze zachwycać, ale wystarczy tego słodzenia. Wklejam kilka zdjęć cupcakes, które uznałam za najładniejsze. Wszystkie zdjęcia pochodzą ze profilu firmy na fb i są jej własnością.





sobota, 28 kwietnia 2012

Wiosenne mody oblicza

Co roku w momencie gdy tylko robi się cieplej wszyscy sobie przypominają o istnieniu kolorów, a część społeczeństwa, zwłaszcza ta młoda nagle stwierdza że czas je wykorzystać w kształtowaniu swojego wizerunku. Efekt tego jest taki, że przechodząc przez bardziej popularne miejsca można dostać oczopląsu, a osoby chore na epilepsję powinny sobie odpuścić odwiedzanie znanych sieci kawiarni czy spacery w okolicach gdzie ‘warto bywać’.
Nie mam nic przeciwko kolorowym ubraniom, powiem więcej duża ich część nawet mi się podoba, ale mimo wszystko jestem za tym, że zachować pewien umiar. Oczywiście bawmy się modą, ale też patrzmy w lustro przed wyjściem. Mało kto może sobie pozwolić na założenie na siebie wszystkich kolorów tęczy, o różnych fakturach, w pięciu długościach, siedmiu wzorach i wyglądać dobrze.
Ja od lat pozostaje wierna zasadzie ‘nie wiesz w co się ubrać, ubierz się na czarno’. Co prawda w kategorii ‘oryginalny strój’ nie mam szans na wyróżnienie, ale przyznam, że znacznie ułatwiła mi to życie. Chociaż bywają dni kiedy stwierdzam, że fajnie by było założyć coś trochę jaśniejszego, zazwyczaj w sklepie gdzie wszystko wygląda bajecznie, a ja oczami wyobraźni widzę siebie w pięknej pastelowo-różowej sukience albo zielonych rurkach. Natchniona tą wizją zazwyczaj rzecz kupuje, ale powiedzmy sobie szczerze, że w momencie wniesienia zakupów do domu mogłyby się one rozpłynąć w powietrzu i prawdopodobnie bym tego nie zauważyła. Taki obrót sprawy rozwiązałby też odwieczny problem braku miejsca w szafie w której nie ma nic do założenia. Biorąc pod uwagę moje wieczne niezdecydowanie i niezwykłą umiejętność wydawania pieniędzy na rzeczy których nie potrzebuje system w którym mam kilka czarnych rzeczy które mogę założyć niezależnie od pory roku i dania jest idealny.
Abstrahując od zawartości mojej szafy to nie mam nic przeciwko barwnym ludziom, którzy noszą to co im się podoba, dobrze się w tym czują i fajnie przy tym wyglądają. Ale na litość boską jak już ktoś się ubiera tak, że patrząc na niego mam wrażenie, że dopiero niedawno poznał określenie ‘alternatywny’ i bardzo mu się spodobało, to byłabym wdzięczna jak by chociaż odkleił sobie z twarzy ten sztuczny uśmiech i przeświadczenie że jest najlepszym co się światu przytrafiło.
Przyjmując założenie, że moda jest sztuką warto pamiętać, że nie każdy może być artystą. I nie wszystkie stylizacje powinny ujrzeć światło dzienne chociażby wydawały się autorom tak wizjonerskie jak z pokazu Alexandra McQueen’a. 

czwartek, 26 kwietnia 2012

Les Mis żegna się z Warszawą



Jeśli kiedykolwiek się zastanawialiście co się stało z szafą która prowadziła do Narnii to jestem przekonana, że znalazłam odpowiedź. Istnieją takie magiczne drzwi, w jednym z warszawskich teatrów, które z momentem przejścia przez próg, przenoszą nas do zupełnie odległego, fantastycznego świata. Znajdują się przy ulicy Nowogrockiej 49, a przekroczyć je można kupując bilet na spektakl w Teatrze Muzycznym ROMA.
Są tacy którzy mówią: wszystko co dobre kiedyś się kończy. I trudno się z tym nie zgodzić. Nadszedł czas kiedy Les Miserables schodzi z afisza. Szkoda, bo moim zdaniem to jeden z najlepszych musicali jakie ROMA wystawiała. Jednak zanim dalej będę roztrząsać niesprawiedliwość losu, który nie pozwolił mi zobaczyć spektaklu tyle razy ile bym chciała, to muszę zaznaczyć, że prawdopodobnie taki moment nigdy by nie nadszedł, a każdorazowo przy zmianie repertuaru stwierdzam, że nigdy nie pojawi się już nic tak rewelacyjnego. W ogóle jeśli chodzi o musicale to trudno mi zachować chociaż odrobinę obiektywizmu, a gdy tylko pojawia się perspektywa pójścia do teatru (chociażby trzeci raz na ten sam spektakl) to mimo wielkich starań wszystkie próby zachowania trzeźwego myślenia palą na panewce. Efekt tego jest taki, że na trzy dni przed i tydzień po nie mówię o niczym innym. Już sama scenografia i kostiumy, sprawiają, że trudno się nie zakochać i nie marzyć o świecie gdzie historię, nie zawsze łatwą, opowiada się muzyką, a przypadkowy przechodzień zaśpiewa i zatańczy.
Mimo wszystko nie ma sensu długo rozpaczać bo skoro coś się kończy, to coś się zaczyna, a nigdy nie wiadomo czy kolejna produkcja nie okaże się naszą ulubioną. Teraz pozostaje tylko czekać, a to jak niektórzy mówią, tylko zaostrza apetyt.